Uratowałam potrzebującego od głodu i biedy, zrobiłam to z dobroci serca. Młodzieniec odpłacił mi się tak, że głowa mała

Gdy spotkałam młodego, zagubionego mężczyznę na skraju ulicy, nie przeszłam obok obojętnie. W jego oczach widziałam desperację, której nikt inny zdawał się nie dostrzegać. Bez wahania zaprosiłam go do siebie, nakarmiłam i zaoferowałam dach nad głową. Czułam, że pomagam mu stanąć na nogi… nie wiedziałam jednak, co mnie jeszcze czeka…

Pomoc, którą okazałam, zmieniła jego życie. Młodzieniec zaczął odwzajemniać moją dobroć, ale jego sposób „podziękowania” był zupełnie inny, niż się spodziewałam. Wkrótce nasza relacja nabrała nieoczekiwanych barw, a ja nie wiedziałam, komu tak naprawdę pomagam…

Początek znajomości

Stał tam skulony, pod ścianą zaniedbanego budynku. Miał na sobie przemoczoną kurtkę, jego włosy były zmierzwione, a wzrok wbity w ziemię. Nie mogłam tak po prostu przejść obok. Było coś, co nie pozwalało mi go zignorować. Wyglądał na zagubionego młodzieńca, którego los potraktował wyjątkowo okrutnie. „Chcesz coś zjeść?” – zapytałam nieśmiało, a on podniósł głowę, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Skorzystał z propozycji, zjadł, a ja zaprosiłam go do siebie. Z perspektywy czasu widzę, że to był początek, którego nawet nie mogłam przewidzieć.

Szybko się zadomowił

Mijały dni, a on nie tylko się zadomowił, ale zaczął się wręcz zachowywać, jakby mieszkanie należało do niego. Z początku byłam wdzięczna, że zaczął się ogarniać – podejmował próby znalezienia pracy, pomagał mi przy drobnych domowych obowiązkach, a nawet dbał o moje samopoczucie. Czułam, że pomogłam mu wyjść na prostą, ale jednocześnie zauważałam, że jego wdzięczność była nieco… dziwna. W sposób, w jaki na mnie patrzył, było coś, co sprawiało, że nie czułam się komfortowo.

Wdzięczność czy coś więcej?

Któregoś dnia zauważyłam, że przyniósł do mieszkania różne drobiazgi – gadżety, ubrania, których wcześniej nie miał. Zapytałam, skąd je wziął, na co on odpowiedział z uśmiechem, że „w końcu pracuje nad swoimi sprawami.” Nie chciał wyjaśnić, na czym dokładnie polegają te „sprawy”, ale widać było, że coś mu się kręci. Niepokoiło mnie to, a jednocześnie bałam się naciskać. Pomyślałam, że może ma jakieś zajęcie dorywcze, jednak uczucie niepokoju nie dawało mi spokoju.

Miłe gesty, które zamieniły się w coś więcej

Codziennie zostawiał małe prezenty – kwiaty, słodycze, nawet biżuterię. Wiedziałam, że nie miał pieniędzy, więc skąd się brały te wszystkie rzeczy? Kiedy zapytałam go wprost, stał się nieco opryskliwy, mówiąc, że „nie powinno mnie to interesować” i że po prostu chce mi podziękować za pomoc. Zrobiło mi się przykro, ale postanowiłam mu zaufać. W końcu… uratowałam go, więc dlaczego miałby mnie skrzywdzić?

Kulminacja – gdzie leży granica?

Pewnego dnia, wróciwszy z pracy, zauważyłam, że młodzieniec zaprosił swoich znajomych do mojego mieszkania. Bez żadnego pytania, urządził sobie imprezę. Kiedy weszłam do środka, poczułam, że coś we mnie pękło. Zaczęłam na niego krzyczeć, pytając, kim on jest, że pozwala sobie na takie zachowanie. On tylko wzruszył ramionami i rzucił, że „pomogłam mu raz, to pomogę i drugi.” Wtedy zrozumiałam, że jego wdzięczność była jedynie pretekstem do żerowania na mojej dobroci.

Finał – prawda, która wbiła mnie w ziemię

Chciałam wyrzucić go z mieszkania, ale on się sprzeciwił, twierdząc, że ma prawo tutaj być, ponieważ… zmienił adres zameldowania na mój. Jak to możliwe? Okazało się, że podczas jednego z moich nieobecności, skłamał urzędnikom, podając moje mieszkanie jako swoje miejsce zamieszkania. Byłam w szoku. Nie dość, że wciągnął mnie w intrygę, to jeszcze w tak perfidny sposób wykorzystał moją dobroć. W końcu, po długiej batalii, udało mi się go usunąć, ale jego „wdzięczność” zostanie mi na zawsze w pamięci.

A jak Wy byście postąpili na moim miejscu? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku.